-Diano, kochanie chcesz jeszcze jedną kanapkę ? – na dźwięk
kojącego głosu mamy natychmiast się odwróciłam. Siedziała na kocu piknikowym
wraz z ojcem, otoczona plastikowymi talerzykami z różnymi pysznościami. Jej czarne loczki opadały na wąskie ramiona.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. W
czasie gdy ja przyglądałam jej się z zatroskaniem, ona robiła mi kolejną
czekoladową kanapkę. Tata jak zwykle czytał czasopismo o siatkówce. Był wielkim
fanem. Gdy chciałam do nich podejść,
obraz ich roześmianych min rozmył się i znalazłam się na drodze. Był późny wieczór, a śnieg prószył mi w oczy. Zrobiło się strasznie zimno. Zaczęłam
pocierać dłońmi o siebie, aby się rozgrzać, ale to nie pomogło. Na choinkach w
pobliskim ogrodzie wisiały lampki świąteczne. Była Wigilia. Zauważyłam w oddali
jadący samochód, więc potulnie zeszłam na bok.
Jechał z dużą prędkością. Patrzyłam
z przerażeniem na niego, wiedziałam , że stanie się coś złego. Raniło mnie przedziwne uczucie jakbym już to
kiedyś przeżyła. W samochodzie dostrzegłam
moich rodziców. W tej samej chwili auto wpadło w poślizg. Zaczęłam krzyczeć, z
bólu, który zaczęłam odczuwać. Czerwony samochód przekoziołkował się kilka razy
i wbił się w pnie drzew. Chciałam biec do niego, lecz coś mnie powstrzymywało.
Nie mogłam się ruszyć. Z oczu zaczęły mi płynąć
łzy. Nie mogłam nic zrobić. Obraz ponownie mi się rozmył, lecz nie
widziałam już nic . Bezkresna ciemność. Zaczęłam spadać. Zamknęłam oczy i
krzyczałam, aby to się zakończyło, aby ból odszedł. Uświadomiłam sobie, że chciałam spadać. Po
chwili otworzyłam oczy. Nie ujrzałam już głębi, lecz biały sufit mojego pokoju.
Podniosłam się z łóżka i oparłam o drewnianą ramę.
–Wróciłam-wyszeptałam. Byłam w swoim pokoju. Nadal
przeszywał mnie ogromny ból. Zwinęłam się w kłębek i obserwowałam kolory zielni
na ścianach, które mnie uspokajały .Sen…był wspomnieniem, które nie było moje.
Było wyciągnięte z natury. Nie powinnam tego widzieć, nie powinnam o tym śnić codziennie. Rodzice zginęli w Wigilię rok temu. Było mi
ciężko samej pogodzić się z ich śmiercią. Wiele się od tego czasu zmieniło. Gdy
polepszyło mi się przytarłam oczy i wstałam z łóżka. Odsłoniłam zasłony na oknach i napawałam się światłem. Miesiąc po śmierci
rodziców odnalazłam ich listy. Okazało się, że byli uczestnikami Krwawej Loży. Było to zgromadzenie rodziców
dzieci o nadprzyrodzonych mocach. Naszym zadaniem jest pokonać Travena. Jest on wielkim…stworem? Do dzisiaj
nie wiem czym go nazwać. Chce doprowadzić do zagłady ludzkości. Dowiedziałam
się również, że jestem ze wszystkich najsilniejsza i tylko ja mogę go pokonać.
Co było wtedy dziwne, bo nigdy wcześniej
nie dawało to żadnego znaku. Z listów wyczytałam, że mój o 3 lata najlepszy
przyjaciel-Marko jest moim strażnikiem. Gdy jestem z nim nie można mnie zabić.
Przez wszystkie lata byłam okłamywana. Marko wyjaśnił mi pewne sprawy. Dowiedziałam się, że jego przyjaciel ma Bash,
jest również silny. Pod względem fizycznym jak i „magicznym”. Nazwałam go
kiedyś „Super-Man” . Nienawidzi mnie,
chyba dlatego, że jestem od niego silniejsza. Ja nie panuję w pełni nad moją
mocą, on tak. Mimo wszystko mieszkamy we
trójkę pod jednym dachem. My mamy pokonać Travena.
Wszystko zostało zapisane w gwiazdach. Ocknęłam z tych wspomnień i pomaszerowałam do
garderoby a następnie łazienki.
Usiadłam przy mahoniowym stole w kuchni i dosypałam kilka
malin do musli. Jedząc oglądałam mój ulubiony serial „Reign”. Usłyszałam kroki
. To był Marko. Miał na sobie niebieski t-shirt. Pasowała mu do jego jasnych włosów. Uśmiechnął się wyszczerzając proste białe
zęby i jeszcze bardziej powiększając swoje jasnoniebieskie oczy. Był przystojny
i umięśniony, ale nigdy nie myślałam o nim jak o chłopaku. Jak o bracie.
-Jak noc ? Miałaś koszmary ?-zapytał z wyraźną troska,
nalewając sobie sok. Uśmiechnęłam się
naj prawdziwiej jak mogłam.
-Dobrze. Spokojnie przebiegła. –skłamałam. Starałam się,
żeby wypadło to naturalnie. Wtem do
kuchni wszedł Bash. Miał na sobie luźną szarą koszulkę. Był wysoki i
umięśniony. Jego ciemnobrązowe włosy
były w nieładzie. Przeczesał je ręką, odsłaniając jasnoszare oczy. Były
wręcz białe. Miał wiele darów. Między innymi potrafił wchodzić w czyiś sen, czasami mógł w nich ingerować,
lecz tylko wtedy, jeżeli właściciel snu
jest słaby.
-Skłamała…Miała bardzo silny sen.-powiedział to zimnym
głosem-Aczkolwiek nie był to jeszcze najsilniejszy. Marko spojrzał na mnie z
przerażeniem.
-Przecież nic mi nie jest.-wyrzuciłam –poradzę sobie z
tym. Bash ruszył się z miejsca i zajął
miejsce naprzeciwko mnie przy stole. Kontynuowałam mój posiłek. On uśmiechnął
się chamsko. Zawsze tak robił, gdy chciał mnie obrazić.
-No oczywiście. Przecież nasza księżniczka poradzi sobie z
malutkim snem. Ten jest lepszy od tego z
księciem na białym koniu.- oznajmił . Sprawiało mu przyjemność, że może
ingerować w moje sny wiedząc, że je zapamiętam.
Mógł się mną wtedy bawić.
-Cieszę się, że przeze mnie zarywasz noce.-uśmiechnęłam się
niego-Nie uważasz, że to żałosne, że musisz posługiwać się darem, aby móc być
kimś wyjątkowym? – uśmiech jego twarzy nagle zszedł i znalazł się u mnie.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Marko mu przerwał.
-Dosyć tego. Mam was szczerze dosyć. Zachowujecie się jak
niedojrzałe dzieciaki. – z poważną miną chwycił swój kubek z kawą - Diana za
godzinę masz zajęcia może być tak się przygotowała ?-zwrócił się do mnie.
Zapomniałam, że dzisiaj musze iść jeszcze do liceum na mały wykładzik.
- A my dzisiaj mamy spotkanie w Loży. Nie zapomnij.-
powiedział do Basha.
Ten przewrócił oczami. Zauważyłam wory pod jego oczami.
Ciekawe ile czasu ostatnio przeznaczył na sen. Widocznie często siedzi w moim.
Ocknęłam się, wstałam i bez słowa pomaszerowałam do pokoju. Musiałam się
jeszcze przyszykować.
Usiadłam na chwilkę w łóżku, sprawdziłam Facebook’a i
Ask’a. Żadnych powiadomień. Jakby świat
umarł. Poszłam do garderoby. Była wielka i pełna. Uwielbiałam to
pomieszczenie. Wcisnęłam się obcisłe
czarne spodnie i ubrałam przewiewną
bluzkę w ciemnobeżowo-szare paski. Dokończyłam makijaż. Spakowałam kilka
potrzebnych rzeczy, narzuciłam słuchawki
i ruszyłam. Miałam przed sobą tylko kilka przecznic. Przeszłam je stosunkowo szybko. Zajęcia
okazały się dłuższe niż przewidywałam.
Spędziłam tam kilka godzin. Było miło. Doświadczenia z medycyny są ciekawe. Gdy
skończyłam było już ciemno. Przyjemnie chodzi się wieczorami. Nie spieszyłam
się. Postanowiłam iść parkiem. Droga
była dłuższa, lecz podświetlana fontanna
w parku była tego warta. Strumyki wody mieniły się wszystkimi kolorami.
Usiadłam na chwilę i podziwiałam. Gdyby nie wstrętne komary siedziałbym
dłużej. W domu nikogo nie było. Korzystając z okazji przygotowałam w
mikrofali popcorn i wygodnie rozsiadłam się na sofie oglądając „Now Is Good” W
razie potrzeby, która była nieunikniona .
Wypłakałam się. Film okazał się świetny.
Marko z Bashem nadal nie wrócili. Było już po 21. Wyszli jakieś 8 godzin
temu. Nigdy to nie trwało tyle czasu. Wybrałam na telefonie numer Marko. Nie
odebrał. Po chwili otrzymałam SMS’a z wiadomością, że mają jakiś problem i mogę
nie liczyć, że dzisiaj do domu. Genialna, strachliwa ja od razu posprawdzałam,
czy wszystkie okna i drzwi w mieszkaniu są zamknięte. Miałam dylemat czy wejść
do pokoju Basha. Stwierdziłam, że nie ma takiej potrzeby, bo on i tak nie zostawia okna otwartego. Poszłam do łazienki poprawić, to co
rozmazałam łzami. Usiadłam przed
laptopem i poprzez Skype zadzwoniłam do
przyjaciółki . Już po chwili zobaczyłam na ekranie ją. Jej idealnie proste zęby
w połączeniu z dwiema parami dołeczków w
policzkach potrafiły podnieść na duchu. Zauważyłam, że dzisiaj zakręciła swoje
kasztanowe długie włosy. Pasowała jej burza loków.
- Słyszysz mnie ?-zapytałam żartobliwie. Roześmiała się .
Wiedziała o co mi chodzi.
-Nie, wcale ! Kalina ! – Wszyscy nazywali mnie tak
słowiańsko. Tylko nie rodzice. Nie mogli się przyzwyczaić. Uśmiechnęłam się.
Dawno już nie słyszałam tego w jej ustach .
-No to jak? Spakowana ? – zapytałam. Miła do mnie przylecieć
na tydzień. Przekręciła się gdzieś z bok i za chwilkę znów się pojawiła.
Pokazała mi kilka świstków papieru.
-Bilety-wyjaśniła widząc, że nie mogę rozczytać czym
są-Kupiłam od razu na całą podróż. Roześmiałyśmy się.
Rozmawiałyśmy jeszcze długo. O tym co będziemy robiły, co
się zmieniło od naszej przedwczorajszej rozmowy. O wszystkim o czym rozmawia
się z przyjaciółką . Skończyłyśmy o około godziny pierwszej w nocy, bo była zmęczona. Ja
później postanowiłam zrobić sobie nocny seans Ojca Chrzestnego. Nie lubiłam
spać wiedząc, że jestem sama. Starach na każdym kroku. Z
uwagą oglądałam każdą część. Niestety odpadłam w połowie trzeciej. Sofa
okazała się zbyt wygodna.
Obudził mnie hałas kluczy w drzwiach . Wrócili. Spojrzałam
na zegarek. Była 6 rano. Przetarłam ręką oczy próbując się dobudzić. Podniosłam
się i usiadłam na oparciu, aby dobrze widzieć drzwi. Weszli...właściwie to
wtoczyli się. Byli całkowicie zmęczeni. Spojrzeli na mnie, jakby widzieli mnie
pierwszy raz w życiu.
-Jakiś człowiek podał się za sługę Travena,
przesłuchiwaliśmy go całą noc, sprawdzaliśmy wiarygodność jego słów i
rozważaliśmy to i owo. - Bash odpowiedział, zanim zdążyłam zapytać.
Przytaknęłam głową. Wstałam i podeszłam do blatu w kuchni.
-No to składać zamówienia.-powiedziałam zakładając ręce na
biodra. Oni spojrzeli na siebie. Wiedzieli, że jeden z nich musi być przytomny
w razie potrzeby. Marko westchnął, widać było po nim, że był gotowy się
zgodzić. Wiedział, że jak zostawi nas samych, nie będzie miał do czego się budzić.
-Stary jesteś bardziej zmęczony. Idź się prześpij. Ja
posiedzę. Mam w tym doświadczenie.-Uprzedził go Bash. Spojrzałam na niego
zdziwiona-Poproszę kawusię.-zwrócił się do mnie z błagalnym wzrokiem. Popatrzyłam w wielkim szoku na Marka
-Co oni wam tam zrobili ?-zapytałam. Marko się uśmiechnął. Bash odchrząknął. Coś ukrywali przede mną. To tylko kwestia czasu
kiedy się dowiem.
-To ja idę.-pożegnał się ziewający Marko i skierował się do
swojej sypialni. Bash usiadł przy stole i podparł głowę rękoma. Wzięłam się za
robienie najmocniejszej kawy jaką potrafiłam zrobić. Było to trudne, bo nie miałam wyczucia ile
mam tego nasypać. Nienawidziłam tego. Najgorszy napój na świecie.
Powoli pił kawę, którą przygotowałam. Przyglądałam mu się z podejrzeniem. Musi być
coś dlaczego jest taki miły.
-Księżniczko, jest sprawa.-powiedział w końcu. Pierwszy raz nazwał mnie tak bez jakiekolwiek
ironii.
-Wiedziałam! Wiedziałam, że musi być jakiś
powód.-podskakiwałam w miejscu śmiejąc
się. W końcu się opanowałam i usiadłam na blacie szafki. Był wyraźnie
rozbawiony moją reakcją.
-No więc mów dalej.-powiedziałam poważniejszym głosem.
Wewnątrz byłam rozbawiona. Bash westchnął. Zebrał się w sobie, żeby się nie
roześmiać. Brak snu, służyło mu. Był milszy.
-Marko wieczorem wraca na zebranie do Loży. Dzisiaj ma przylecieć twoja przyjaciółka i mój brat. Jako dobrzy gospodarzy domu wypadałoby wyprawić
ucztę powitalną dla nich…-przerwał, bo za głośno się śmiałam. Przewrócił
oczami.
- Okey. Impreza powitalna. Nie pisnę słówkiem. Ty załatwiasz prowiant, ja przygotuję
mieszkanie. Ile osób ? – Uśmiechnięta ja, musiałam go bardzo zdziwić. Widocznie
mu ulżyło. Wyjął z kieszeni spodni
telefon i poprzeglądał coś i po kilkunastu sekundach schował go z
powrotem.
-Około 100.-oznajmił . Rozejrzała się po mieszkaniu. Nie było
małe, ale nie byłam pewna czy aż tulu się zmieści. Oświeciło mnie.
-O kurde.- chwyciłam się dłońmi za głowę. Chyba wystraszyłam
tym Basha, bo nagle się wyprostował. –Co jest ? –zapytał szybko. Spojrzałam na
niego przerażona.
-Ja nie mam się w co ubrać.-wydukałam. Ten w tej samej
chwili wybuchł śmiechem. Zmierzyłam go wzrokiem.
-Oj mój miły. Ty się nie śmiej. Ja zaraz lecę napaść sklepy,
a ty załatw to co masz. Aaa…i jeszcze jedno.-zeszłam z blatu i na karteczce
napisałam pewne informacje i podałam mu go- To adres lotniska i numer lotu.
Odbierzesz Annie, dobrze ? Wiesz, jak ona wygląda ? – Zrobił wielkie
oczy i zaprzeczył głową. Westchnęłam głęboko. Szybko poszłam do mojego pokoju i
wyjęłam z zza szyby zdjęcie, na którym byłyśmy obie. Było ono a wspólnych
wakacji sprzed roku nad morzem. Wtedy jeszcze wszystko było normalne. Wróciłam
ze zdjęciem do kuchni i podałam mu je.
-Brunetka. Zabierz zdjęcie, tylko przywieź mi ją całą – uśmiechnęłam
się, a on przyglądał mu się dłuższą
chwilę.
-No to ustalone. –powiedział ze spokojem, ale z szatańskim
uśmiechem na twarzy.